wtorek, 8 listopada 2011 11 komentarze

Poważnie zagięta czasoprzestrzeń Hajskulandii, nawyki higieniczne jej mieszkańców i sylwestrowe kakao.

 Pamiętacie może małego potworka sprzed pięciu laty? Nazywał się "High School Musical", a fanki (głównie z podstawówki, gdyż dla nich właśnie potworka wypuszczono), podobnie zresztą jak fabuła, leżały i kwiczały. Fanki z podniecenia, fabuła ze względów wiadomych. I oto mamy tu przestarzałe, po powstałe aż trzy lata temu (patrząc na prędkość powstawania nowych blogaskuff, możemy uznać ten okres za przepaść), lecz niestety wciąż istniejące coś właśnie do HSM nawiązujące. Notkę tę zawdzięczamy oczywiście Ivorenie, niech jej herbata nigdy nie zwietrzeje, gdyby nie ona, byłyby trzy bezrobotne analizatorki, o. Nawiasem mówiąc, pewnie już nie pamiętała o tej analizie! Lub myślała, że zaginęła w tajemniczych okolicznościach! Ha! Otóż okoliczności, jakkolwiek tajemnicze, nie zatrzymały i tak ślimaczego tempa analizowania i OTO I JEST!

Przepraszam zarówno za pijacki wstęp (świat męczy...), jak i własne komentarze. 
Kiedyś się zacznę starać.

I, jak widać, zmieniam kolor pisania. Tęsknię za wiosną.

Życzę powodzenia w pohamowywaniu myśli samobójczych mogących wystąpić podczas czytania,
Fanaa.



Ładna, utalentowana.... [Ledwo zaczęła a już kłamie. Mania jakaś ostatnio...] taka była Gabriella Montez. [To bardzo złożoną osobowość miała, ci powiem.] Chodziła do liceum w którym uczyła się doskonale. Zawsze 6,5... [W Niemczech chyba.] [...„ładna”] [Pewnie dawała łapówki nauczycielom.] [Ta. Łapówki.] Ale pewnego dnia okazało się.... [że jest adoptowana.] [że jest kosmitą!]
- Córciu! Musimy porozmawiać!
Gabriella wystraszyła się. Ostatnio takim tonem mama zawołała ją jak zafarbowała w praniu jej bluzkę...
 [Sama sobie rób pranie, jak się coś nie podoba.] [„Nie! :D”]
- Mamo, jeżeli zafarbowałaś moją bluzkę, to powiedz od razu... 
 Mama Gabrielli zaczęła się śmiać. [Ohohoho, jakie to zabawne.] [Może ją pojebało?]
- Nie kochanie... Nie tym razem... A więc... Chciałam Ci powiedzieć.... Na drugi semestr.... przeprowadzamy się! 
[Łaa! Sąsiedzi pewnie odetchną z ulgą!] [„…i jesteś adoptowana”]
- Ccco???  [Ojej, jak ona to wymówiła?]
Była bardzo zdziwiona. Maturę miała napisać w tej szkole... [Oszukali ją, w USA nie ma matury.]
- Radzę Ci się pakować. Nie zostało dużo czasu, a od jutra zaczynają się ferie... 
[Oj tam. Wrzuć wszystko do wora i gites.] [*psychopatyczny śmiech* A WOREK GDZIE SPAKUJĘ?!] [Wyrzuci go przez dziurę pomiędzy wymiarami.]
Gabriella posłusznie poszła na górę i zaczęła się pakować. Zdjęcia, ubrania itp. [A co jest podobne zdjęciom i ubraniom?] [Zdjęcia ubrań. Lub ubrania zdjęć.] Uwinęła się dopiero po 2 godzinach. ["Dopiero"?... Spakowała cały swój dobytek w 2 godziny...? Chyba naprawdę wszystko piźgnęła do wora.] [Ja bym się szybciej uwinęła. Wzięłabym dwie tony książek i sekator.] [Ja musiałabym najpierw gdzieś zabezpieczyć koty. I psa.] Spojrzała na zegarek i była... 21 [NIJE!] [Moje życie straciło sens. Znowu.]! Poszła więc spać z emocji na następny dzień... [O 21? *patrzy na zegarek* Jest 21:05! A ja jeszcze nie w łóżku! Co ze mnie wyrośnie...?! Jakaś analizatorka, albo coś równie wrednego, chyba...]
Gabriella obudziła się w środku nocy. Poszła do łazienki. [Tak, tak, ja to znam, też czasem tam bywam.] [Dobry Boże, z kim ja się zadaję?!]
Pokój mamy Gabrielli był tuż obok łazienki, więc Gabriella zajrzała do jej pokoju
[Herbata mamy Fany była tuż obok Fany, więc Fanaa podpierdoliła jej herbatę.] [A tlen ma barwę niewidzialną, i takie tam…]. Był pusty. [Poszła się "pożegnać" z jakimś sąsiadem pewnie.] Gabriella strasznie się przestraszyła. [Strasznie straszne.] [I arcystraszliwie.] [Boże, zaraz zejdę na zawał!] Pobiegła na dół. Tam też jej nie było. Poszła do łazienki. Tam była tylko kartka. [Ehem... Wcześniej też była w łazience... Nie widziała tej kartki? Za mało rzucała się w oczy? Zbyt cicho krzyczała?] [Czemu zostawiła jej kartkę w łazience?] "Kochanie obudź się o 8 [Mnie się też czasem każą budzić pisemnie, ale wtedy najczęściej śpię.] i idź na sylwester [O ósmej…?] [Wolę nie wiedzieć.]. Mnie... porwa...". [Porwali ją kosmici!! Łejej, łejej, wsadzili ją do taaaaakiego małego słoika, łejej!] [Do beczki z wodą! I ona tak w tej beczce! Jejej! W beeczceee!] [A teraz tylko tę beczkę podpalić… wodę też spalimy, a co!] Dalej Gabriella nie doczytała, bo kartka była poszarpana. [No i kartkę podarli. :/ W Fakcie trzeba o tym napisać!] [„Nie śpię, bo szarpią mi kartkę.”?]
Pobiegła do sąsiadów.
- Proszę pana.
[Wszystkich tytułowała „pan”? SĄSIADKI TEŻ?!] NA POMOC!!! - stukała w okno. [Drzwi nie mieli...?] [Drzwi są nudne.] W tym domu mieszkała rodzina składająca się z dwóch dorosłych i ich dzieci. [Bardzo istotny fakt. Serio.] [Komórka eukariotyczna składa się z jądra, błony, cytoplazmy i innych nudnych oraz niepotrzebnych pierdół. To też istotne.]
Pan Rafferclabe [Wyśmianie.] otworzył natychmiast. 
- Cco się stało? 
["- Co się sta'o? Co się sta'o?", "- Łazienka jest zamknięta!"] [„I porwali kartkę!”]
- Moją mamę... 
[pożarł galaretowaty potwór o trzech nogach!]
- Wejdź do środka i wszystko na opowiedz.  [Ale, że przez to okno ma wejść?] [Nieważne, najpierw niech zaparzy naszą ulubioną kawę!]
Gabriella zaczęła wszystko dokładnie opowiadać [„, a tym czasem pan Rafferclabe przygotowywał się do odprawienia mszy ofiarnej”.].
I wtedy z pokoju wyszła jej mama. [A nie mówiłam, że poszła do jakiegoś sąsiada?!]
- Mamo! Gdzie byłaś?
[No bo chyba nie tutaj?!] [„Czemu byłaś tam gdzie byłaś, a nie tam, gdzie cię nie było?”] Co się stało? O co chodzi z tą kartką? [„Czemu pan Rafferclabe rysuje na mnie runy?”]
- Kochanie, w tej kartce chodziło o to, że twoi sąsiedzi porwali mnie na kawę... [W środku nocy?! Eee... Ale fajnie! :D] [W nocy to raczej na wódkę, nie?] Wracaj do domu, bo jutro nie będziesz chciała wstawać.
["- A założysz się?!"]
Gabriella oczywiście posłuchała się mamy.
[Ile ona miała mieć lat?... Coś tam o maturze wspominali?...] Poszła do łóżka i od razu zasnęła [, uprzednio jednak zmywając runy.]
Następnego dnia...
Gabriella obudziła się o 19.35.
[O>O] [Ja nie wiem o co chodzi, czemu nie złożyli jej w ofierze?] [Ja też zawsze dokładnie wiem, o której wstałam. Dziś o 5.54, wczoraj o 8.46 …]
- O kurczę! SYLWESTER!!!!!! 
  [x.x? A wam się ferie przypadkiem nie zaczynały?... Jakiś dziwny układ tam macie w tej swojej Hajskullandi...] [Jesteś pewna, że czepiasz się właściwego punktu?] [A jakie to ma znaczenie w porównaniu do… do czegośtam. No.]
Gabriella pędem umalowała się i ubrała. Podgryzła tosta i wyszła z domu. [Zębów nie umyłaaaa...] [Bo ich nie miałaaa…]
Biegła, biegła, biegła i biegła, aż
[się wyjebała] dotarła do miejsca gdzie był sylwester. [U mnie to Sylwester nie odbywa się w jakimś wyznaczonym miejscu, no ale...] [Pewnie kawałek dalej mieli Wielkanoc :3] Poszła do baru z drinkami i wzięła naaaajmocniejszego. [MAMY NIE SPYTAŁAŚ!!!] [Ach, ta dzisiejsza młodzież…] Na początku nie za bardzo jej smakowało, ale potem zaczęła się przyzwyczajać. W końcu dwa krzesła dalej usiadł bardzo przystojny chłopak. Wziął 4 mocne i od razu się upił. [Tak szybko?! Co z tą dzisiejszą młodzieżą?!] [Czyli, że upił się od razu jak wziął te cztery mocne, czyli że kiedy on je wypił, skoro od razu się upił, to znaczy, że nie miał czasu, żeby je wypić…? Ja nie rozumiem.] [Ja nie chcę rozumieć.]
- Cześć maleńka! – powiedział, przystawiając się do Gabrielli.
- Puszczaj mnie
[to on ją gdzieś złapał…?]! – krzyknęła, ale to nic nie dało. Przystojniaczek [bo inny by jej nie zaczepił, of kors] nie odczepił ręki od Gabrielli. [No weźcie... Dawno się nie myła, na to walnęła jeszcze makijaż, a teraz się dziwi, że biedni ludzie nie mogą się odkleić...] [Już wiemy z czego robią Super Glue!]
Wtedy do akcji ruszył jakiś chłopak. [Rozpędził się i z bańki wyrżnął w bar.]       
- Zostaw ją! Rozumiesz?
[- powiedział bełkotliwe [wypluwając zęby], [i] masując guza na czole.]
Wziął go za koszulę i
[założył] wyprowadził z sali.
- Nic Ci nie jest? – spytał podchodząc do niej.
- Nie, dziękuję, że go wyprowadziłeś... 
[a było to trudne, skoro pomylił go z koszulą]
- Ten jest dla ciebie za mocny – powiedział, wskazując na drinka.
[Kurna. Po zapachu poznał...? Rispekt...] [Rekompensata, bo na koszulach to on się nie zna.]  – A, tak właściwie to jestem Troy.
- A... ja... Ga...brie...lla.... 
- Gabriella? Ładnie.
["- Nie. Nie Gabriella. Ga...brie...lla. Łapiesz różnicę?"]
- A ty... często ratujesz dziewczyny? – zapytała z uśmiechem.
["- No ba, na cały etat robię."]
[„- Lol, jesteś dziewczyną?”]
- No wiesz, ratuje jak jest taka potrzeba. Więc... [Tak się nie zaczyna zdania.]
- Aha. Zaraz wracam. [Ułouło! Ale go spławiła...!] [Ło. Szacun.]
Gabriella pobiegła do łazienki dla dziewczyn. Zamknęła się w kabinie i zaczęła myśleć [AHAHA.] [OHOHO] [Aż mnie coś  krzyżu łupnęło.] nad tamtą sytuacją.
„Jezu, jaki on jest słodki
[, myli ludzi z koszulami] i taki.... odważny!” – pomyślała Gabriella. [Eee... A jego odwaga objawia się w...?] [No cóż, nigdy nie wiadomo, jak taka koszula zareaguje…]
Chwilę później wróciła na salę, ale Troy’a już nigdzie nie było. 
[A czego się spodziewałaś?]
Wyszła na zewnątrz, lecz tam też go nie było. 
[No nie, na fajkę też nie poszedł? :O]
Gabrielli zrobiło się strasznie smutno. Wróciła na sale, lecz tym razem zamówiła sobie wodę
[przez o kreskowane. Literówka się wkradła najwyraźniej.] . Siedziała tam sama [bo inni uciekli, jak przyszła] jakieś półtorej godziny, gdy przyszła jej przyjaciółka, Taylor.
- Cześć. Długo czekasz?
- Mhm – odpowiedziała Gabriella, będąc dla niej wtedy nieprzyjemna.
[Ale dla innych zachowała świadomość?] [Nie świadomość! Przyjemność!]
Aż przełamała się i opowiedziała Taylor o Troy’u.
- Przecież wiesz, że...... 
[rozdeptało go stado słoni marsjańskich!]
Lecz nie dokończyła bo w tle słychać było 10, 9, 8, 7, 6, 5, 4, 3, 2, 1!!!!!!!!
[PIERDUT!!! I wszystko wyleciało w powietrze!!!] [Brzmi znajomo…]
Gabriella i Taylor spojrzały po sobie bardzo zdziwione. [Nie wybuchło...? D:]
- Przecież dopiero co była 20.30!!! – szepnęła Gabriella.
- Właśnie. A na tym zegarku jest 0.00
[…co ten dialog wprowadził do akcji?]!!! – odszepnęła Taylor i chwyciła dwa kubki kakao. [x.x KAKAO? Co to jest w ogóle za impreza?!] [No właśnie! Gdzie czekolada? Jak można nazwać cokolwiek imprezą bez czekolady?!] Jeden dla siebie, a drugi [złożyła w ofierze Palikotowi] dla Gabrielli, i wyszła na zewnątrz. Gabriella oczywiście za nią.  [Jak piesek. Jak Bieber. Jak jeszcze ktoś analizowany. Ach... Urodzaj na takich ostatnio...] [Dlatego wolę koty.] [A ja moją mikrofalówkę!]


[...] Ivo C:
[…] Fanaa
[…] Sphinix
niedziela, 11 września 2011 12 komentarze

Historyja pseudodramionowa, Voldy w bikini i potomstwo Grella.


http://hgxdm.blox.pl/2010/08/Rozdzial-pierwszy.html - oto i danie na dziś. Jak w tytule - ma być o pairingu HG&DM (Hermiona - Draco), jednakże na razie mamy bardzo...niespodziewany wstęp wyjaśniający tajemnicze pochodzenie panny Granger. Ponieważ całość jest niezwykle intrygująca, a Kasia, która wybierała notkę ma pewien fetysz względem owego pairingu, notka dzisiejsza obejmuje analizy aż dwóch pierwszych rozdziałów tej niezwykłej, mrożącej krew w żyłach i tętnicach, historyi. 

Wiadomość z ostatniej chwili: wiecie, że Ivo była w telewizji? Macarena = moc. Nasza sława, nasze pIvo. 
Fajnie. 
I też  uważam, że mogła wziąć ze sobą transparent z adresem naszego bloga.

Smacznego!
 
***
Sierpniowego wieczoru pewna gryfonka siedziała na parapecie w swoim pokoju pisząc esej dla Snapea i już je [je?] kończyłam, 
[To kto to w końcu pisał? Ty czy ona?...] [Rozdwojenie jaźni, fajnie.] gdy usłyszałam krzyk swojej matki, a później ojca. [Bo byli ludźmi kulturalnymi i jedno nie zaczynało krzyczeć, póki drugie nie skończyło.] Niewiele myśląc [Niczego więcej nikt się po tobie nie spodziewał, kochanie.] [Przecież myślenie boli.] chwyciłam swoją różdżkę i zbiegłam po schodach do salonu. Widok jaki zobaczyłam wstrząsnął mną do szpiku kości. Zobaczyłam Severusa Snape'a i Mark'a Zabini'ego,[Rzeczywiście, traumatyczne przeżycie.] [Nie takie rzeczy już czytałam.] gdy ten drugi zobaczył mnie lekko szturchnął swojego towarzysza.
- Snape to ona? 
[Wybacz, ale bez przecinka za „Snape” to zdanie nabiera zupełnie innego znaczenia :)] [A skąd wiesz, że Snape to nie ona?] [Może lepiej nie wnikajmy...]- zapytał, a w jego głosie można było usłyszeć czystą ciekawość.
- Tak.
Na to jedno słowo Mark Zabini drygnął [Przepraszam, że co zrobił?!] i zaczął przybliżać się do nastolatki [„ciągle drgając i śliniąc się” I proszę, zdecyduj się w końcu, czy jesteś narratorem, czy bohaterką tego tworu.] […chyba Cię zignorowała J], a moją jedyną reakcją na zachowanie starszego mężczyzny było cofanie się [Dałabym to „się” po „przygladanie:, brzmiałoby naturalniej.] [No weź, nie wymagaj za dużo!] i przyglądanie [Komu? Sobie czy jemu?] [Też lubię chwalić się błyskotliwymi reakcjami.]. Moją uwagę zwróciły oczy, które było takie same jak moje. [Wiem! Zgadłam! O jest jej matką!] [Albo sklonował jej oczy i sobie wszczepił.] Tę ciszę przerwał Mistrz Eliksirów
- Ykhm... Ykhm... 
[„Sorki, kłaczek...”] Granger - zaczął tym swoim chłodnym głosem [Dlaczego JA nie znam nikogo, kto ma chłodny głos? Wszyscy mają takie normalne, bez temperatury ;//] - chodź z nami to nic nie powinno się tobie stać [„Ale tobie. Za nikogo więcej nie ręczymy.”] - zrobił krótką pauzę - no chyba, że sama zrobisz sobie krzywdę tym drewienkiem - jego twarz wykrzywiał uśmiech, który w jego wykonaniu oznaczał kpinę [W każdym innym wykonaniu oznacza dżem.]  - Expelliarmus - wypowiedział zaklęcie werbalne [Każdy od czasu do czasu lubi powiedzieć coś werbalnie.] i moja różdżka poszybowała do jego rąk.
Mężczyźni zaczęli prowadzić dyskusję w jaki sposób MNIE [To jakiś skrót?] stąd zabrać. A ja? Ja stałam cały czas w miejscu [Zaskakujące…]
[Nie wygodniej byłoby usiąść?] zszokowana, a moje myśli pędziły jak szalone. [Łoho! Wio!] Zastanawiałam się co się stało z moimi rodzicami? [Pewnie nie żyją
J] [Buka ich zjadła!] Co robi[ą] tutaj ta dwójka Śmierciożerców? [Z tego co pisałaś wcześniej wynika, że „prowadzą dyskusję”. :)] Oraz co się ze mną stanie? 
[Usmażą cię na wolnym ogniu i zjedzą.]
[To byłoby zbyt proste, mugolu jeden ty!] 
[Zjedzą jej kota?]
Po krótkiej wymianie zdań, ustalili jak mnie stąd przetransportować. 
[Ułoło. Zmiana tematu...] 
[Ojej, nie nadążam!]
- Córeczko, weź mnie i Seva... - nie dokończył, bo napotkał mordercze spojrzenie mojego nauczyciela - , Severusa [Tak, napiszę to: YAOI!] [Obraza gatunku...] - szybko się poprawił - za rękę, bo będziemy się teleportować. [Genialnie to obmyślili, nie?]
- Nie mogę się teleportować - po raz pierwszy się odezwałam - nie jestem jeszcze pełnoletnia i nie zdałam testów
 
[„Poza tym, „córeczko”...?!”]
[Ta część zdania jeszcze do niej nie dotarła.]
[To pewnie reakcja obronna mózgu przed myśleniem]
- Granger - warknął Snape - masz trzymać się nas za ręce i nic innego masz nie robić. [Uuu!]
- Inteligencje odziedziczyła po matce [Skarżysz się czy chwalisz?] - zaczął mówić sam do siebie Zabini Senior [po czym skończył mówić.] [Znowu te głosy…]
- Zamknij się! - krzyknął już zirytowany Severus.
Całą trójką teleportowaliśmy się zanim zdążyłam zapytać o cokolwiek. [„Niemniej wcześniej chętnie chwyciłam ich za ręce.”] Wylądowaliśmy na idealnie przystrzyżonym trawniku na przeciwko wielkiej willi. Mężczyźni żwawym krokiem ruszyli się do drzwi, z których wybiegła kobieta, której łza za łzą leciały po policzkach, a włosy targał wiatr w różne strony. [O Boże... Wyobraziłam to sobie...] [Ja też…cześć, Grell!] Jak [Chyba: „gdy”/”kiedy”?...] dobiegła do mnie z całych sił przytuliła mnie [Yuri?] [Lepiej na serio skończmy ze zgadywankami…] do siebie i zaczęła szeptać [jednocześnie plując mi do ucha.]
- Już nigdy... Nie zostawimy... ciebie... z tymi... mugolami... moja... kochana córeczko...
[„- WTF?! - pomyślałam.”]
Instynktownie przytuliłam do siebie kobietę i zaczęłam lekko klepać po plecach. [Biedny Grell…] Nawet nie zauważyłam, kiedy znalazłyśmy się w salonie, gdzie nadal byłam tulona przez kobietę. [Ciekawe jak je przetransportowali... Może taczką?] [Kosą.] [Pudełkiem po herbacie?] Jak [„Kiedy”?] [Chyba nadal Cię ignoruje
J] zostałam wypuszczona z objęć, jeden ze skrzatów domowych zaprowadził mnie do sypialni. [„Luzik, tamci rodzice i tak mi się znudzili!”] Nie wiedziałam co się wokół mnie dzieje, nie wiedziałam co mam myśleć. [Cała Hermiona.] [Wmówię sobie, że nie znam fandomu.] Znużona cała tą sytuacją położyłam się na łóżku i zasnęłam.[Ach, no oczywiście... Kiedy jacyś ludzie zabierają cię z rodzinnego domu, kobieta z rozwichrzonymi włosami [GRELL!] obmacuje cię na środku trawnika, przewożą cię taczką do salonu, a następnie jakiś skrzat prowadzi cię do sypialni: idź spać.] [Brzmi całkiem sensownie.] Gdy się obudziłam poczułam się dziwnie bezpiecznie i tak jakbym spała w satynowej pościeli od zawsze. [Bo satynowa pościel sprawia, że każdy czuje się bezpiecznie.] Wstałam do pozycji siedzącej [Taa... „A potem stałam siedząc.”] [Najwyraźniej ma talent.] i zaczęłam przyglądać się pomieszczeniu, nie zauważając tylko osoby, która siedziała na fotelu ze skóry dopóki ten się nie odezwał [FOTEL...?!] [o.O] [Eee... eee? Dobra, nie wnikam...]
- Hermiono, siostrzyczko. Nareszcie się obudziłaś - powiedział z troską w głosie [Kurde, mieć fotel za brata... Nie ma co, oryginalne.] [To jakaś alegoria kazirodztwa? Ja bym na takim nie usiadła…] [Byli już ludzie-parapety, to czemu nie człowiek-fotel?]
- Blaise? Co ja tutaj robię? Co ty tutaj robisz? [„A, siedzę” – odpowiedział fotel.] Gdzie ja jestem? I czemu powiedziałeś do mnie "siostrzyczko"? - zapytałam lekko zaniepokojona, bo najpierw jego rodzice, a teraz on, Co oni wiedzą czego ja nie wiem? [„Nie pytałam wcześniej, bo byłam na to za głupia.”]
- Bo widzisz, w tegoroczne wakacje okazało się, że jesteśmy rodzinką - zrobił krótką pauzę - siostrzyczko - i uśmiechnął się do mnie [Bardziutko w jego styliku.]
- Rodziną? - wybałuszyłam oczy na chłopaka
- Tak, siostrzyczko - odpowiedział mi nadal uśmiechnięty 
[„- Mamie przypomniało się, że parenaście lat temu urodziła jeszcze jedno dziecko. :)”] [To jakaś pułapka, Grell nie mógł mieć dzieci!] [No cóż... chce się, da się! ]
- Wow - tylko tyle zdołałam z siebie wydusić [„Uprzednio dodając jeszcze ‘OMFG LOL’”], a potem była już tylko ciemność [„, gdyż oberwałam fotelem w głowę”] [Patelnia byłaby lepsza.].


***
Notka krótka mam nadzieję, że się podoba. 
[A jakże. Szczególnie fotel.] [Jak dla mnie metafora z fotelem była zbyt głęboka.]
Jeżeli są jakieś zastrzeżenia pisać w komentarzach lub na gadu-gadu. [Nie chcę. Nie mogę. Boję się.] [A mi ścięło mózg.]
Mam także prośbę, jak ktoś ma zdjęcie chłopaka o brązowych włosach,
niebieskich oczach i bladej cerze, wyślijcie mi na gadu-gadu(47****9)*
[A co masz zamiar robic przy tym zdjęciu...?] [Fap, fap, fap.] [Ja tam nie wnikam.]

* Ocenzurowałam jej gg, żeby zło się nie szerzyło. Wystarczy, że sama je udostępnia, biedna owieczka.
__________________________________________________________________________
I drugi odcinek. O tak, tu robi się ciekawiej...
***
Leżałam udając, że śpię, bo potrzebowałam somotności [Czego...?] [ale hardkor] [Mi tam wystarcza dostęp do Internetu i herbata…], chwili ciszy. Przede mną piętrzył się stos pytań na które nawet nie znam odpowiedzi [Naturalnie, bo gdybyś znała, nie piętrzyłyby się tak nachalnie.], ale jak popytam Blaisa to może mi pomoże w tym trudnym dla mnie czasie. [I w taki oto sposób stos pytań, na które NAWET nie znała odpowiedz, zaczął piętrzyć się przed owym biedakiem.] "Nie dość, że mamy owumety […owutemy już znieśli?] to jeszcze dowiedziałam się, że jestem siostrą [fotela] Zabiniego. Zaraz! Co ty wygadujesz?! [Ona coś mówiła?] [Kto? Co? Gdzie? O co w tym chodzi?] Hermiono opanuj się! TY jesteś tylko głupią szlamą [Ojoj? Niska samoocena?] [Tak bywa, gdy twoją matką jest Grell, a bratem fotel…] [A ojcem pewnie zupa szpinakowa.], a nie czarownicą czystej krwi. [Bo czarownice czystej krwi nie mogą być głupie.] Przecież to nie możliwe -zaczynałam myśleć [Nie kłam mi tutaj.] coraz to histeryczniej [a także masakryczniej oraz alegoryczniej], ale na szczęście nie dame mi było użalanie się nad sobą, bo usłyszałam szepty, gdzieś koło mojego łóżka. [A szepty, jak zresztą wiemy, totalnie przeszkadzają użalaniu się.] [Zwidy są gorsze, wiem z doświadczenia.]
- Synku idź zjedz śniedanie. Od wczoraj nic nie jadłeś, my przy niej posiedzimy i [przypilnujemy by nie uciekła] jak [ją rozwiążemy] się obudzi to ciebie zaraz zawołamy [na ciąg dalszy tortur. Yaaaay…]
- Nie ma mowy matko [ależ tak, synu!], dopiero pójdę jeść jak i ona pójdzie oraz jak wstanie [Rany, jakie poświęcenie. A przez poprzednich sześć lat ich znajomości pałał do niej żywą niechęcią.] [Na dodatek oczekuje od niej, że najpierw pójdzie zjeść, a potem dopiero wstanie.]
- Kochanie nie...
- Powiedziałem: NIE i niezamierzam zmieniać zdania [Ja bym zmieniła w nim ortografię. Albo tą kropkę przynajmniej dodała, to przecież tak niewiele...] [POWIEDZIAŁ: NIE!]
- Nie [galopuj] mów takim [stołem] tonem do swojej [herbaty] matki.... [O! To tutaj jest kropka z poprzedniego zdania!] [Teraz to zdanie jest o wiele ciekawsze!]
Nie skończył Mark mówić tego zdania, bo [przestał byc Markiem] momentalnie otworzyłam oczy i znalazłam się w pozycji siedziącej. [Dzięki temu, że otworzyła oczy. Ach.] [„No co?!”] [Zamontowali w łóżku sprężynę i podłączyli ją do jej powiek. Ledwo otworzyła oczy i bdzium! Sprężyna zadziałała.] Rozejrzałam się po pokoju i stwierdziłam, że nie znajdujemy się w Malfoy Manor [Ee? Aż tak lecisz na mojego biednego Dracona, że aż byś chciała, żeby rodzina Zabinich cię do niego porwała?...] tylko gdzieś w północnej częsci Francji nad samym morzem. [Domek na molo.] [Rozejrzałam się po pokoju i już wiedziałam, że jestem na południu granicy narnijsko-chińskiej nieopodal krainy krasnoludów.] Tę niezręczną ciszę przerwała Pani [Fajne imię.] [Z tego co pamiętam, na imię miał/a Grell!] Zabini
- Oh... Kochanie, jesteś głodna? My już śniadanie zjedliśmy i nie wiedzieliśmy czy ciebie [odwiązać od tego grzejnika] obudzić czy [upiec na rożnie, koniecznie z rozmarynem] nie, a później przyszliśmy tutaj i siedzimy [„ano, siedzimy”], a Blaise - posłała pełne troski spojrzenie w stronę syna [Ivo posyła spojrzenie pełne troski po kolei w stronę wszystkich zgromadzonych.] [Jednak nie posłała go Fanie, bo ta zamieniła się w jednorożca i uciekła do kerfurowskiego stoiska  z pasztetami.] [Mój parapet mnie obroni. Przed wami wszystkimi.] - to nie opuszczał twojego pokoju [jak na fotel przystało…] odkąd zabraliśmy ciebie z posiadłości Malfoy'ów [WTF?! Co to kurna, hotel...?] i nawet  nie zszedł na śniadanie, ani na żaden inny posiłek - kobieta zaczęła mówić coraz to szybciej, aż jej tchu brakło co wykorzystał Pan [ Pan - grecki bóg opiekuńczy lasów i pól, strzegący pasterzy oraz ich trzody. Niezłe towarzystwo w domu mają.] [Nie lubiłam go, miał kopyta.]  domu
- Monico daj dziewczynie dojść do siebie to musi być dla niej trudne. [Szczególnie, że nikt jej nie powiedział o co biega.] [I tak by nie zrozumiała…] [Z nimi to nigdy nie wiadomo.] Zostawmy ich samych - tutaj zwrócił się do swojego syna - synu wytłumacz jej wszystko o co ciebie tylko zapyta [„skąd się biorą dzieci?”] [„co to jest słownik, i jak się go używa?”] i pomóż jej z czym tylko nie da sobie rady [Innymi słowy: zostań jej przydupasem :)] - po tych słowach wraz z swoją żoną wyszli z pokoju.
Wstałam z łoża i zaczęłam przechadzać po pokoju oglądając moje rzeczy, które albo zostały przeniesione tutaj albo zostały zamienione na magiczne [, ale niestety nikt ich tu nie przyniósł.] . Niepewnie otworzyłam garderobe nie wiedząc co mogę zobaczyć tam [Stawiam na zmutowaną galaretkę truskawkową.] i bardzo się zdziwiłam, gdy zobaczyłam swoje rzeczy [Nuuuda.] starannie włożone kolorami [wkładanie czegoś kolorem wydaje się intrygujące], lub fasonami i dołączoną karteczkę
Droga Hermiono,
Tak wiem, w poprzednich latach nie za bardzo się dogadywałyśmy ze względu na twoje pochodzenie, ale teraz jak dowiedziałam się, że jesteś siostrą Zabiniego to wiedz, że zawsze możesz liczyć na moją przyjaźń [„lubię cię, bo jednak nie jesteś szlamą” - założę się, że każdy chciałby coś takiego usłyszeć].
Pparkinson.
[Och, jak miło. Bo wiadomo, że czystorwiści czarodzieje zawsze pałają do siebie gorącą sympatią.]
- Tak, też się zdziwiłem kiedy ją zobaczyłem buszującą w [zbożu] twojej garderobie i układającą jednocześnie zachwycającą się ciuchami [Oj tak, bo wszystkie ubrania Hermiony wyglądają jak spod igły najlepszych projektantów.] - odezwał się głos za moimi plecami [Od głosów się zwykle zaczyna...].
-Aa! Blaise! Przestraszyłeś mnie! - powiedziałam lekko oburzona i wystraszona , gdy zobaczyłam kto był przyczyną mojego strachu . [Przestraszył wystarszoną strachem.] [Straszne.]
- Siadaj - poklepał obok siebie miejsce na skórzanej kanapie [efekt byłby mocniejszy, gdyby poklepał je nad sobą] [Fotel na kanapie?...] - muszę ci coś powiedzieć - widząc moją zdezorientowaną minę dodał - o tobie [„a to spoko”].
Posłusznie usiadłam obok niego i z szeroko otwartymi oczami wpatrywałam się w chłopaka, który lekko odchrząknął i zaczął moją [Ekhem?] opowieść
- Posłuchaj pewno zastanawiasz się, jak to się stało, że jesteśmy rodzeństwem, [Nie no, to jest akurat banalnie proste, któreś z rodziców zrobiło skok w bok.] więc słuchaj mnie uważnie i mi nie przerywaj - dodał puszczając oczko w moją stronę [Ojej, bo się zarumienię.] [Kazirodztwo! Jak w „Vampire Knight”!] - a więc tak: moja to znaczy nasza matka miała romans z jakimś nieznajomym facetem i zaszła z nim w ciążę. [Dla niej też był nieznajomy?...] [A myślałam, że to ja mam dziwną rodzinę.] Niestety była już w małżeństwie z naszym ojcem, a gdy on dowiedział się o "wyskoku" swojej żony i o ciąży, bardzo się wściekał, ale [teraz, po tych kilkunastu latach, kocha cię nad życie] Monica masza matka, donosiła swoją drugą ciążę, czyli Ciebie siostrzyczko. I wtedy Czarny Pan zdecydował, aby Ciebie ochrzcić. Starzy wybrali Jego na twojego ojca chrzestnego... [[OMFG]Lol.] [Moja kanapka wyciągnięta po dwóch miesiącach z plecaka wywołała na mnie większe wrażenie, przykro mi.]
- Moim ojcem chrzestnym jest Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymówić?! - spytałam z szokiem wypisanych na twarzy, a głos mi drżał [W szoku chyba nawet przestałaś mieć jakiekolwiek pojęcie o co ci chodzi.]
- Miałaś mi nie przerywać [„Mwahaha, niczego nie obiecywałaam!”] - skarcił mnie starszy brat - a wiec [czarownic odbędzie się w piątek o północy, serdecznie zapraszam :]] [Przyniosę żelki!] [Mam czarnego kota na zbyciu.] .. Na czymm to ja skończyłem?..
- Na tym, że moim ojcem chrzestnym jest...
- Znowu mi przywasz [Hę?] mała.
- Tylko nie mała, to że młodsza nie znaczy, że mała. [Nie przeszkadzało jej to, że odpowiedź na pytanie nazwał przerwaniem.] [Przywaszeniem, nie przerwaniem. To jest różnica. ]
- Rodzice wybrali Jego na twojego ojca chrzestnego i jednocześnie Powiernika Tajemnicy. Ale później to było jakieś 2-3 dni po uroczystości [a jeszcze później to był tydzień po uroczystości!] cała trójka stwierdziła, że możesz zagrozić reputacji rodziny [ponieważ zaczęłaś ćpać i się puszczać mając 3 miesiące] i oddali Ciebie na wychowanie tym mugolom twierdząc, że będziesz bezpieczniejsza [Faktycznie, inaczej "zagrażając reputacji rodziny" mogłaś narazić się na niebezpieczeństwo. ] [Tak, mimo nagonki na mugolaków u nich stanowczo była bezpieczniejsza.] [Przecież sens jest przereklamowany, czyż nie?] -  po tych słowach prychnął jak wściekły kot [, a piana prysnęła mu z pyska.] [Mój kot nie prycha, od razu gryzie.] - ale dostałaś list z Hogwartu. Niedawno, to było chyba pod koniec 6. klasy dowiedzieli się o tobie [Wcześniej nie wiedzieli o całej tej hecy ze zdradą, chrzcinami i podrzucaniu mugolakom.] [Co żeście brali, i gdzieżeście to kupili? Też chcę!] - puścił mi peskie oko [Jak się puszcza "perskie oko"? x.x] [A jak się puszcza „peskie”?!]  i postanowili wybłagać u Czarnego Pana o to [lub wybłagać o tamto], aby mogli wziąść Ciebie na dalsze wychowanie jak własną córkę [Ona chyba jest ich własną córką. A może coś mi się pokręciło…].  I tak się tutaj znalazłaś - dodał ostatnie zdanie z uśmiechem
- Zaczekaj....
- Mi się Miona nigdzie nie śpieszy [Skąd wiesz, że ci się Miona nie spieszy? Może ją spytaj najpierw?!]
- Moim ojcem chrzestnym jest - przełknęłam głośno ślinę - Lord Voldemort? - zapytałam szeptem, który był ledwo słyszalny dla osoby, która siedziała obok mnie
- Zgadza się. Dla ciebie jest wujkiem, a i jeszcze jedno. Nie bój się mówić do niego "wujku" zobaczysz, że nie jest taki straszny [ja pierdolę] - widząc moje spojrzenie zrefleksował się [co zrobił?!] - tak jak go opisują nie jest taki straszny [W tym opisie jest straszniejszy niż kiedykolwiek wcześniej.]
- I ja jestem czarownicą czystej krwi?
- Oczywiście, że tak - [Oczywiście, chociaż twój biologiczny ojciec jest "jakimś nieznajomym facetem".] [Pewnie chodził w masce. Ale perwersja.] odpowiedział mi takim tonem jakby tłumaczył coś osobie opóźnionej [Czyli takim jakim powinien.] [Tutaj nic nie jest, jakie być powinno.] - a teraz chodź na śniadanie i radziłbym ci się przebrać w jakieś świeże ciuchy bo te [są nieświeże] masz na sobie już jakieś 10 godz. [Pff, ja zwykle mówię „h”, krócej wychodzi.], bo tyle spałaś
- Ile spałam?!
[- A co, ogłuchłaś...?]
[- CO?!]
- 10 godzin, ale idź się przebrać, bo jak nie to...
- To co? - zapytałam odważnie
- To będę musiał Cię - zrobił krótką przerwę – [przejechać kombajnem] załaskotać na śmierć! [x.x] [Będę płakać. Nie wiem tylko, czy z rozpaczy, czy ze śmiechu.] – i [wsiadł na kombajn] zaczął mnie łaskotać
Zaczęłam przed nim uciekać, ale [kombajn był szybszy] już po kilku krokach w całej willi było słychać nasze śmiechy [fakt, kombajny są zabawne] i moje proszenie aby przestał. Tak zajęci zabawą nie zauważyliśmy, że przygląda nam się trójka czarodziei. [Skąd oni w tamtym pokoju?/Jak daleko ona uciekła? x.x] Wszyscy wymianili ze sobą spojrzenia po czym głos zabrał  ojciec
- Dzieci uspokójcie się. Blaise daj siej [boszz, przecież kombajn nie sieje ;/] [Nie znają się, nieuki, nooo!] spokój. Niech się przebierze [przy czterech facetach] [A czemu by nie?], bo ma gościa i jeszcze musicie zjeść jakiś posiłek.
- Gościa? - powtórzyłam głucho, gdy przestałam być łaskotana i uspokoiłam się
- Tak - tym razem głos zabrała matka [sory, przy trzech facetach i Grellu] - pośpiesz się. Czekamy na was w jadalnii [jadalnije zrobiły się modne ostatnio].
Po czym rodzice wyszli [Ekhem, ekhem. Miało być troje czarodziejów. Przyszedł z nimi ojciec Hermiony, czy jak?...] [Nie wspomniała o nim, bo jest nieznany.] [A może to była dwumetrowa kukurydza w przebraniu?]. Chłopak pokazał mi, gdzie  jest łazienka i szybko wzięłam prysznic, ubrałam się w mugolskie ciuchy i zrobiłam różdżką subtelny makijaż. Wyszłam z łazienki i wpadłam na kogoś. [Zakład, że to Dracon?] [Dracon? Raczej latający, zmutowany koń z mackami zamiast grzywy i kopytami w kształcie soczku Frugo! Ty to masz wyobraźnię…] [Kukurydza byłaby lepsiejsza.] Nie oglądaliśmy się za siebie tylko szybko zeszliśmy po schodach i [ignorując osobę, na którą wpadłam] [Teraz jest czystej krwi i może ignorować.] poszliśmy do jadalni zjeśc śniadanie. Przy stole siedziało troje czarodziejów, wszystkich rozpoznałam. Byli to nasi rodzice i ... mój ojciec chrzestny. Instynktownie cała zesztywniałam, jednak nikt nie zwrócił na mnie uwagi [O, moje dzieckoktórezobaczyłamposzesnastulatach…oo, i jest szczypiorek!] tylko Zab [Zab? Chodzi o Zakłady Artystyczno-Badawcze?] szepnął mi do ucha
- Usiądz na krześle zajmij się jedzeniem tak jakby nigdy nic
Zrobiłam to co mi polecił [nawet „dzień dobry” nie powiedziała?!] [A to kanalia…]. Zaczęłam jeść, ale w gardle zrobiła mi się gula i nic nie mogłam przełknąć. [Było popchnąć palcem.] Odłożyłam sztućce i zaczęłam [jeść [nosem] rękoma] wpatrywać się w osoby siedzące obok mnie i naprzeciwko przy stole. Ciszę przerwała Monica
- Hermiono chcielibyśmy Tobie przedstawić kogoś - zaczęła niepewnie nie patrząc mi w oczy tylko zezując gdzieś w bok - to.. - głos jej uwiązł w gardle
- Ja już wszystko wiem - odpowiedziałam i moje policzki zmieniły kolor z bladego na delikatny różowy - Lord Voldemort - pokazałam sztućcem na mężczyznę  siedzącego naprzeciw mnie […lepsze to, niż wskazywanie palcem.] - jest moim ojcem chrzestnym - uśmiechnęłam się delikatnie w stronę mężczyzny, na co on odwzajemnił mój uśmiech. [Ach. A jeszcze w dniu swojego porwania zapewne martwiła się jak pomóc Harremu się go pozbyć.] [Jego uśmiech z pewnością był uroczy.] [Wyobraziłam to sobie. Straszne.]
Wszyscy odetchneli z ulgą, a mężczyzna, o któm była mowa wstał i podszedł do mnie i przytulił ją szepcząc do ucha
- Miło ciebie w końcu poznać [Oczywiście. W końcu jak miałeś ją poznać, skoro na wszystkie imprezy zapraszałeś tylko Harrego.] [A jego własna chrześnica siedziała sama i nikt jej nie chciał mordować!] [Jaka ona biedna.]
Na ten gest nie był nikt przygotowany wszyscy wybałuszyli oczy i wstrzymali oddech jednoczeście czekając na moją reakcję
- Ciebie też miło poznać.. wujku.
[ „’żartowałem’ powiedział wujek i pierdolnął we mnie avadą”]
Po zjedzonym w ciszy posiłku z bratem poszliśmy do ogrodu, gdzie później zostałam oprowadzona po całej willi. [W ogrodzie oprowadzono ją po willi. Jak miło.] Jak już swobodnie poruszałam się po budynku przebraliśmy się w stroje kompielowe [Jakie?] i zaczęliśmy pływać w basenie [Voldy w basenie :3] [Tego już sobie wyobrażać nie będę.]. Bawiliśmy się jakbyśmy od zawsze byli rodzeństwem. [Widać, że dziewczynka nie ma problemów z dostosowywaniem się do otoczenia.] [To się stoicyzm nazywa!] Tak minęły nam reszta wakacji, na pokątną nawet nie musieliśmy iść, bo potrzebne rzeczy kupili nam Mark i Monica, a my musieliśmy się tylko spakować.  Bardzo mi brakowało przyjaciół szczególnie Harry'ego, bo z nim mogłam o wszystkim porozmawiać [Harry, Harry, a, Voldemort to mój wujek~!]. I nie dostałam od nich żadnej sowy, bo ja nie pamiętałam aby do nich napisać [Bardzo mi ich brakowało, ale o nich nie pamiętałam, w efekcie czego również nie napisałam do nich.] [To ma sens! A nie, czekaj, jednak nie ma.] [Jaka szkoda.], czego mam nadzieje nie będą mi wypominać. [„Skąd, Hermiono, miałaś prawo zakumplować się ze śmierciożercami i zapomnieć o nas z tego względu!”]


[...] Ivo. Podziwiam AŁtorkę, gdyż czytając jej opowieść mam ochotę analizować ją bez końca.
[…] Fanaa. Nie podziwiam AŁtorki.
[…] Sphinix. Nie dam im się.
niedziela, 28 sierpnia 2011 6 komentarze

Poranna ciemność, poliglotyczna Amu i trochę o właściwym użyciu toporów.


 - oto i adres na dzisiaj. Bloga wyszukała Katarzyna, którą proszę o zmianę tematyki, bo jeśli raz jeszcze ktoś podsunie mi do analizy "Shugo Charę", zatłukę i zjem.
Niemniej jednak materiał na analizę to prześwietny. W przedstawionej tu wiecznej ciemności deformującej rzeczywistość możemy dopatrzyć się genialnie wręcz zamaskowanej metafory trącącej mą ukochaną groteską. Niestety jak widać nasze umysły zanadto trącą przeciętnością, byśmy tę metaforę zrozumiały. Poza tym notka zawiera elementy edukacyjne, nawiązanie do mitologii (dokładnie do mitów o rodzie Labdakidów) oraz parę prób psychologowania. Czy udanych, wolę nie zgadywać. Mimo to myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie w tym tragicznym karnawale. 
Przypominam też, że blog prowadzą trzy osoby, więc jeśli zwracacie się do nas w liczbie pojedynczej, na myśl nasuwa nam się coś w stylu "WTF?!", gdyż nie wiemy, do kogo skierowane było owe zdanie. 
Kolejność podpisów na końcu = kolejność analizowania, więc osoba pierwsza w podpisach jest tą, która wybierała notkę. 
Proste, nieprawdaż?
Zapraszam do lektury.
***
Był pochmurny poranek,niebo zostało kompletnie zasłonięte przez chmury... [A czym innym może być zasłonięte niebo w pochmurny poranek?] [Yyyy…słoniem!] [Różowym w niebieskie groszki.] sprawiając,że dzień wyglądał jak noc [Apokalipsa.] [Tak! Tak! TAK!] i nie pozwalając słońcu pojawić się na niebie.[„-Słońce, chowaj się, bo inaczej dostaniesz baty!”] [Jak widać AŁtorka zagina nie tylko czasoprzestrzeń - logikę również!] [A po co komu logika?] Amu smutna siedziała w pokoju zastanawiając się nad tym co ostatnio ją spotkało,ta cała akcja z Ikuto i te wszystkie wpadki jakie przeżyli [Hehehe :D Gomen, mam dziwne skojarzenia.] [Nie ty jedna.] razem wywołały w niej coś dziwnego. [Ciekawe co wywoła u niej wpadka. :D] [Wywołała, oni już wpadli!] Nie potrafiła tego opisać,ale ten koci chłopak wprawiał ją w szybkie bicie serca [ <z serii: Fanaa uświadamia> Wiesz…kiedy kobieta bardzo kocha mężczyznę, ale bardziej kocha kota…wtedy jest zoofilia.] i rumiane policzki co było dziwne.Ile to już razy jej się śniło,że jest z Ikuto a nie z Tadase na bezludnej wyspie.[To z Tadase już była na bezludnej wyspie?] [Uła!] [Ale bez szczegółów proszę!] Od zawsze musiała przyznać [że przespała kilka lekcji polskiego] ,że Ikuto jest potwornie sexowny ,ale nigdy jeszcze nie zastanawiała się nad tym tak dosłownie. [x.x Zastanawiać się dosłownie...?] [Wszystko jedno, jak, byleby się w ogóle zastanowiła.] [To w końcu i tak spory wyczyn.] Już nawet przy ich pierwszym spotkaniu z tą małą przygodą w macanki [Już myślałam, że to ja jestem zboczona, ale to jednak oni...!] [Jedni wolą przygody w ciapki, inni w macanki…] [Nie chcę wiedzieć.] jej serce zaczeło dziwnie i strasznie szybko bić...  można powiedzieć,że jak oszalałe.Szczerzę mówiąc to nawet bardzo go lubiła [rozumiem tę radość, ale żeby się aż szczerzyć?] a czas z nim spędzany był raczej miły chyba,że gadał jej dziwne rzeczy typu "Jesteś zboczonym dzieckiem" [Przepraszam, już nie będę T.T] [Faktycznie, dziwne. ] bardzo ją to złościło,ale nawet lubiła się z nim sprzeczać [Rozszczepienie osobowości…?] [Schizofrenia byłaby fajniejsza.] to było zabawne.Ikuto z początku wydawał się oziębły i strasznie opanowany,ale gdy []poznało się go bliżej poznawało [ 'masło maślane' ;/] [Me gusta!] się jego prawdziwą naturę.Był miły i uprzejmy (nie licząc tych krótkich chwil gdy specjalnie był złośliwy [„był także szczery, z wyjątkiem chwil, gdy kłamał”].dop.autorki [AŁtorka znała go najlepiej.] ) dało się z nim nawet gada normalnie [Szczerze wątpię. Chociaż zalezy co kto rozumie przez 'normalnie'.] [„- Co powiesz ciekawego? – Nic.”] i czuło się przy nim bezpiecznie a w każdym bądź razie […] Amu tak się czuła. [Czuło się, ale tak się czuła. Łał.] [Raczej czuła, że się czuło.] [Szpan.] Nawet w tej swojej przemianie wyglądał całkiem,całkiem...[Przepraszam bardzo. CAŁKIEM, CAŁKIEM?! Ikuto z uszkami jest „CAŁKIEM, CAŁKIEM”?! Przecież to seks wcielony. Sorki, taki fetysz.] [To ja lepiej schowam gdzieś kota…] [A ja wszystkie pięć…] ale gdy te myśli przeszły jej przez głowę [marszem żałobnym] natychmiast się skarciła w duchu. [I słusznie.] [>>zoofilia<<] Pomyślała jeszcze nad uczuciem jakim go darzy [i postanowiła na dziś już skończyć z myśleniem] [W końcu co za dużo, to nie zdrowo.] ,ale nagle od strony jej okna dobiegły dziwne odgłosy, [Św św ir ir, ir ir św św ← dziwne odgłosy.] w sumie było to pukanie do okna [Eee...] [Jak widać „dziwny” to wielofunkcyjne określenie.] ,ale nie miała problemu z domyśleniem się [o.O !!!] [Czysty szpan.] kto to jest,bo jaki normalny człowiek wspinał by się na jej balkon by zapukać do okna...[ No właśnie. Jaki normalny człowiek wspinałby się na JEJ balkon?] [Jaki normalny człowiek DAŁBY JEJ balkon?!] [A mi nie dali… życie jest niesprawiedliwe.] to musiał być Ikuto i nikt inny. [To chyba lepiej, że sam przyszedł?] [Przecież napisała, że z Nikt Innym ;//] Odetchnęła jeszcze by się uspokoić i powoli [ażeby zbudować napięcie] otworzyła balkon i tak jak się spodziewała stał tam Ikuto [Ma tak brudne szyby, że przed wczesniej nie była w stanie stwierdzić, że to on. :)] ,ale cały mokry i przemoczony [w przeciwieństwie do Nikt Innego, który był cały suchy i wysuszony] [Czyżby miał parasol?] od deszczu,który zagościł jako dzisiejsza pogoda.[Chciałam to jakoś skomentować, ale zabrakło mi słów.] [*głaszcze po głowie*]  Popatrzyła na niebo potem na niego i miała właśnie zamiar zapytać dlaczego do niej przyszedł a nie poszedł do swojego domu [dziwny zwyczaj witania gości] [To jeszcze nic…] ,ale przerwał jej akurat jak miała zacząć mówić
- Lepiej nie pytaj i tak długa historia
[Telepatia! :O]  - nie powiedziała nic więcej i wpuściła go do środka,ale zanim pozwoliła mu usiąść [WTF?]  pobiegła do pokoju rodziców [zostawiając go stojącego na środku pokoju jak …ojej, czyżby deja vu?] i wyciągnęła z szafy papy [Jaki rym :D „Szafy papy” :D] [Też ochoczo pielęgnuję zwyczaje dziewiętnastowieczne, ale bez przesady…] ubrania,które były mu za ciasne [a gdzie? ; )] [Ja tam wolę nie wiedzieć.] i uważał,że wygląda w nich jak grubas.Przybiegła z powrotem wręczyła Ikuto ubrania i wepchnęła go do łazienki. [Bezpośredna dziewczyna.] [Ach, te skojarzenia…] Czekała chwilę a później  ku jej oczom ukazał się...jak ona to określiła "Czadowy kawaii neko boy" [Bo określenie w jednym języku nie jest fajne. Zaszalejmy, następnym razem chcę zobaczyć zbitek czterojęzykowy.] [Cóż, polski jej nie idzie…] wiedziała,że Ikuto będzie dobrze wyglądać,ale nie sądziła,że aż tak dobrze...[Nie ma to jak ciuchy ojca <3] był chudszy od jej papy więc koszula była nieco luźna,dłuższe rękawy nadawały temu słodszy wygląd  i jeszcze te niebieskie,błyszczące włosy opadające mu na czoło...wyglądał jak coś cudownego i niebiańskiego,jak anioł zesłany z nieba w jej obronie.[Kuba jest słodszy! >.< A nie, nieważne...] [Ale schizy.] [Poproszę frytki do tego.] Nagle z zamyśleń wyrwała ją druga myśl...[Jak myśl może wyrwać z zamyslenia?] [proponuję zrobić na blogu tabelę „cytat miesiąca”] [Noo, to byłoby niezłe.] co powie jej papa gdy to zobaczy,nie dość,że nie wiedziała dlaczego on tu jest to na dodatek ma na sobie jego ubrania i siedzi w jej pokoju,a każdy wie,że jaj […jaj?!] ojciec nie tolerował chłopaków bo uważał,że to oznacza iż ona go już nie kocha i woli innych.[Oj tak, bo tylko romans z ojcem ma tę odrobinę pikanterii.] [Odwrócony kompleks Edypa <33] Zaczęła panikować a temu wszystkiemu przyglądał się Ikuto...widział jak zaniepokojona biega po pokoju [Jak widać podjęła bardzo rozsądne działania ; )] [No a może nie? Bieganie po pokoju nigdy ci nie pomogło?] i nie wie co zrobić [Powinien się przyłączyć.] ,usiadł na łóżku i przyglądał jej się [Boże…] z [pełnym {budyniu} pogardy] uśmiechem...o tak Ikuto Tsukiyomi miał do niej słabość,może nie było tego tak dobrze widać,ale lubił Amu i to nawet bardzo.[Ciekawe za co. Bieganie po pokoju czy fetyszowskie przebieranie go w ciuchy jej ojca?] [Może lepiej nie wnikajmy.] Nagle stało się to czego Amu najbardziej się obawiała,drzwi się otworzyły a w nich ... [stanęła nasza trójca z toporami w dłoniach.] [I wszyscy żyli długo i zaciesznie *macha toporem na pożegnanie*] [Siekierki są fajniejsze.]


[…] – Ivorena
[…] – Fanaa
[…] – Sphinix
 
;