wtorek, 8 listopada 2011 11 komentarze

Poważnie zagięta czasoprzestrzeń Hajskulandii, nawyki higieniczne jej mieszkańców i sylwestrowe kakao.

 Pamiętacie może małego potworka sprzed pięciu laty? Nazywał się "High School Musical", a fanki (głównie z podstawówki, gdyż dla nich właśnie potworka wypuszczono), podobnie zresztą jak fabuła, leżały i kwiczały. Fanki z podniecenia, fabuła ze względów wiadomych. I oto mamy tu przestarzałe, po powstałe aż trzy lata temu (patrząc na prędkość powstawania nowych blogaskuff, możemy uznać ten okres za przepaść), lecz niestety wciąż istniejące coś właśnie do HSM nawiązujące. Notkę tę zawdzięczamy oczywiście Ivorenie, niech jej herbata nigdy nie zwietrzeje, gdyby nie ona, byłyby trzy bezrobotne analizatorki, o. Nawiasem mówiąc, pewnie już nie pamiętała o tej analizie! Lub myślała, że zaginęła w tajemniczych okolicznościach! Ha! Otóż okoliczności, jakkolwiek tajemnicze, nie zatrzymały i tak ślimaczego tempa analizowania i OTO I JEST!

Przepraszam zarówno za pijacki wstęp (świat męczy...), jak i własne komentarze. 
Kiedyś się zacznę starać.

I, jak widać, zmieniam kolor pisania. Tęsknię za wiosną.

Życzę powodzenia w pohamowywaniu myśli samobójczych mogących wystąpić podczas czytania,
Fanaa.



Ładna, utalentowana.... [Ledwo zaczęła a już kłamie. Mania jakaś ostatnio...] taka była Gabriella Montez. [To bardzo złożoną osobowość miała, ci powiem.] Chodziła do liceum w którym uczyła się doskonale. Zawsze 6,5... [W Niemczech chyba.] [...„ładna”] [Pewnie dawała łapówki nauczycielom.] [Ta. Łapówki.] Ale pewnego dnia okazało się.... [że jest adoptowana.] [że jest kosmitą!]
- Córciu! Musimy porozmawiać!
Gabriella wystraszyła się. Ostatnio takim tonem mama zawołała ją jak zafarbowała w praniu jej bluzkę...
 [Sama sobie rób pranie, jak się coś nie podoba.] [„Nie! :D”]
- Mamo, jeżeli zafarbowałaś moją bluzkę, to powiedz od razu... 
 Mama Gabrielli zaczęła się śmiać. [Ohohoho, jakie to zabawne.] [Może ją pojebało?]
- Nie kochanie... Nie tym razem... A więc... Chciałam Ci powiedzieć.... Na drugi semestr.... przeprowadzamy się! 
[Łaa! Sąsiedzi pewnie odetchną z ulgą!] [„…i jesteś adoptowana”]
- Ccco???  [Ojej, jak ona to wymówiła?]
Była bardzo zdziwiona. Maturę miała napisać w tej szkole... [Oszukali ją, w USA nie ma matury.]
- Radzę Ci się pakować. Nie zostało dużo czasu, a od jutra zaczynają się ferie... 
[Oj tam. Wrzuć wszystko do wora i gites.] [*psychopatyczny śmiech* A WOREK GDZIE SPAKUJĘ?!] [Wyrzuci go przez dziurę pomiędzy wymiarami.]
Gabriella posłusznie poszła na górę i zaczęła się pakować. Zdjęcia, ubrania itp. [A co jest podobne zdjęciom i ubraniom?] [Zdjęcia ubrań. Lub ubrania zdjęć.] Uwinęła się dopiero po 2 godzinach. ["Dopiero"?... Spakowała cały swój dobytek w 2 godziny...? Chyba naprawdę wszystko piźgnęła do wora.] [Ja bym się szybciej uwinęła. Wzięłabym dwie tony książek i sekator.] [Ja musiałabym najpierw gdzieś zabezpieczyć koty. I psa.] Spojrzała na zegarek i była... 21 [NIJE!] [Moje życie straciło sens. Znowu.]! Poszła więc spać z emocji na następny dzień... [O 21? *patrzy na zegarek* Jest 21:05! A ja jeszcze nie w łóżku! Co ze mnie wyrośnie...?! Jakaś analizatorka, albo coś równie wrednego, chyba...]
Gabriella obudziła się w środku nocy. Poszła do łazienki. [Tak, tak, ja to znam, też czasem tam bywam.] [Dobry Boże, z kim ja się zadaję?!]
Pokój mamy Gabrielli był tuż obok łazienki, więc Gabriella zajrzała do jej pokoju
[Herbata mamy Fany była tuż obok Fany, więc Fanaa podpierdoliła jej herbatę.] [A tlen ma barwę niewidzialną, i takie tam…]. Był pusty. [Poszła się "pożegnać" z jakimś sąsiadem pewnie.] Gabriella strasznie się przestraszyła. [Strasznie straszne.] [I arcystraszliwie.] [Boże, zaraz zejdę na zawał!] Pobiegła na dół. Tam też jej nie było. Poszła do łazienki. Tam była tylko kartka. [Ehem... Wcześniej też była w łazience... Nie widziała tej kartki? Za mało rzucała się w oczy? Zbyt cicho krzyczała?] [Czemu zostawiła jej kartkę w łazience?] "Kochanie obudź się o 8 [Mnie się też czasem każą budzić pisemnie, ale wtedy najczęściej śpię.] i idź na sylwester [O ósmej…?] [Wolę nie wiedzieć.]. Mnie... porwa...". [Porwali ją kosmici!! Łejej, łejej, wsadzili ją do taaaaakiego małego słoika, łejej!] [Do beczki z wodą! I ona tak w tej beczce! Jejej! W beeczceee!] [A teraz tylko tę beczkę podpalić… wodę też spalimy, a co!] Dalej Gabriella nie doczytała, bo kartka była poszarpana. [No i kartkę podarli. :/ W Fakcie trzeba o tym napisać!] [„Nie śpię, bo szarpią mi kartkę.”?]
Pobiegła do sąsiadów.
- Proszę pana.
[Wszystkich tytułowała „pan”? SĄSIADKI TEŻ?!] NA POMOC!!! - stukała w okno. [Drzwi nie mieli...?] [Drzwi są nudne.] W tym domu mieszkała rodzina składająca się z dwóch dorosłych i ich dzieci. [Bardzo istotny fakt. Serio.] [Komórka eukariotyczna składa się z jądra, błony, cytoplazmy i innych nudnych oraz niepotrzebnych pierdół. To też istotne.]
Pan Rafferclabe [Wyśmianie.] otworzył natychmiast. 
- Cco się stało? 
["- Co się sta'o? Co się sta'o?", "- Łazienka jest zamknięta!"] [„I porwali kartkę!”]
- Moją mamę... 
[pożarł galaretowaty potwór o trzech nogach!]
- Wejdź do środka i wszystko na opowiedz.  [Ale, że przez to okno ma wejść?] [Nieważne, najpierw niech zaparzy naszą ulubioną kawę!]
Gabriella zaczęła wszystko dokładnie opowiadać [„, a tym czasem pan Rafferclabe przygotowywał się do odprawienia mszy ofiarnej”.].
I wtedy z pokoju wyszła jej mama. [A nie mówiłam, że poszła do jakiegoś sąsiada?!]
- Mamo! Gdzie byłaś?
[No bo chyba nie tutaj?!] [„Czemu byłaś tam gdzie byłaś, a nie tam, gdzie cię nie było?”] Co się stało? O co chodzi z tą kartką? [„Czemu pan Rafferclabe rysuje na mnie runy?”]
- Kochanie, w tej kartce chodziło o to, że twoi sąsiedzi porwali mnie na kawę... [W środku nocy?! Eee... Ale fajnie! :D] [W nocy to raczej na wódkę, nie?] Wracaj do domu, bo jutro nie będziesz chciała wstawać.
["- A założysz się?!"]
Gabriella oczywiście posłuchała się mamy.
[Ile ona miała mieć lat?... Coś tam o maturze wspominali?...] Poszła do łóżka i od razu zasnęła [, uprzednio jednak zmywając runy.]
Następnego dnia...
Gabriella obudziła się o 19.35.
[O>O] [Ja nie wiem o co chodzi, czemu nie złożyli jej w ofierze?] [Ja też zawsze dokładnie wiem, o której wstałam. Dziś o 5.54, wczoraj o 8.46 …]
- O kurczę! SYLWESTER!!!!!! 
  [x.x? A wam się ferie przypadkiem nie zaczynały?... Jakiś dziwny układ tam macie w tej swojej Hajskullandi...] [Jesteś pewna, że czepiasz się właściwego punktu?] [A jakie to ma znaczenie w porównaniu do… do czegośtam. No.]
Gabriella pędem umalowała się i ubrała. Podgryzła tosta i wyszła z domu. [Zębów nie umyłaaaa...] [Bo ich nie miałaaa…]
Biegła, biegła, biegła i biegła, aż
[się wyjebała] dotarła do miejsca gdzie był sylwester. [U mnie to Sylwester nie odbywa się w jakimś wyznaczonym miejscu, no ale...] [Pewnie kawałek dalej mieli Wielkanoc :3] Poszła do baru z drinkami i wzięła naaaajmocniejszego. [MAMY NIE SPYTAŁAŚ!!!] [Ach, ta dzisiejsza młodzież…] Na początku nie za bardzo jej smakowało, ale potem zaczęła się przyzwyczajać. W końcu dwa krzesła dalej usiadł bardzo przystojny chłopak. Wziął 4 mocne i od razu się upił. [Tak szybko?! Co z tą dzisiejszą młodzieżą?!] [Czyli, że upił się od razu jak wziął te cztery mocne, czyli że kiedy on je wypił, skoro od razu się upił, to znaczy, że nie miał czasu, żeby je wypić…? Ja nie rozumiem.] [Ja nie chcę rozumieć.]
- Cześć maleńka! – powiedział, przystawiając się do Gabrielli.
- Puszczaj mnie
[to on ją gdzieś złapał…?]! – krzyknęła, ale to nic nie dało. Przystojniaczek [bo inny by jej nie zaczepił, of kors] nie odczepił ręki od Gabrielli. [No weźcie... Dawno się nie myła, na to walnęła jeszcze makijaż, a teraz się dziwi, że biedni ludzie nie mogą się odkleić...] [Już wiemy z czego robią Super Glue!]
Wtedy do akcji ruszył jakiś chłopak. [Rozpędził się i z bańki wyrżnął w bar.]       
- Zostaw ją! Rozumiesz?
[- powiedział bełkotliwe [wypluwając zęby], [i] masując guza na czole.]
Wziął go za koszulę i
[założył] wyprowadził z sali.
- Nic Ci nie jest? – spytał podchodząc do niej.
- Nie, dziękuję, że go wyprowadziłeś... 
[a było to trudne, skoro pomylił go z koszulą]
- Ten jest dla ciebie za mocny – powiedział, wskazując na drinka.
[Kurna. Po zapachu poznał...? Rispekt...] [Rekompensata, bo na koszulach to on się nie zna.]  – A, tak właściwie to jestem Troy.
- A... ja... Ga...brie...lla.... 
- Gabriella? Ładnie.
["- Nie. Nie Gabriella. Ga...brie...lla. Łapiesz różnicę?"]
- A ty... często ratujesz dziewczyny? – zapytała z uśmiechem.
["- No ba, na cały etat robię."]
[„- Lol, jesteś dziewczyną?”]
- No wiesz, ratuje jak jest taka potrzeba. Więc... [Tak się nie zaczyna zdania.]
- Aha. Zaraz wracam. [Ułouło! Ale go spławiła...!] [Ło. Szacun.]
Gabriella pobiegła do łazienki dla dziewczyn. Zamknęła się w kabinie i zaczęła myśleć [AHAHA.] [OHOHO] [Aż mnie coś  krzyżu łupnęło.] nad tamtą sytuacją.
„Jezu, jaki on jest słodki
[, myli ludzi z koszulami] i taki.... odważny!” – pomyślała Gabriella. [Eee... A jego odwaga objawia się w...?] [No cóż, nigdy nie wiadomo, jak taka koszula zareaguje…]
Chwilę później wróciła na salę, ale Troy’a już nigdzie nie było. 
[A czego się spodziewałaś?]
Wyszła na zewnątrz, lecz tam też go nie było. 
[No nie, na fajkę też nie poszedł? :O]
Gabrielli zrobiło się strasznie smutno. Wróciła na sale, lecz tym razem zamówiła sobie wodę
[przez o kreskowane. Literówka się wkradła najwyraźniej.] . Siedziała tam sama [bo inni uciekli, jak przyszła] jakieś półtorej godziny, gdy przyszła jej przyjaciółka, Taylor.
- Cześć. Długo czekasz?
- Mhm – odpowiedziała Gabriella, będąc dla niej wtedy nieprzyjemna.
[Ale dla innych zachowała świadomość?] [Nie świadomość! Przyjemność!]
Aż przełamała się i opowiedziała Taylor o Troy’u.
- Przecież wiesz, że...... 
[rozdeptało go stado słoni marsjańskich!]
Lecz nie dokończyła bo w tle słychać było 10, 9, 8, 7, 6, 5, 4, 3, 2, 1!!!!!!!!
[PIERDUT!!! I wszystko wyleciało w powietrze!!!] [Brzmi znajomo…]
Gabriella i Taylor spojrzały po sobie bardzo zdziwione. [Nie wybuchło...? D:]
- Przecież dopiero co była 20.30!!! – szepnęła Gabriella.
- Właśnie. A na tym zegarku jest 0.00
[…co ten dialog wprowadził do akcji?]!!! – odszepnęła Taylor i chwyciła dwa kubki kakao. [x.x KAKAO? Co to jest w ogóle za impreza?!] [No właśnie! Gdzie czekolada? Jak można nazwać cokolwiek imprezą bez czekolady?!] Jeden dla siebie, a drugi [złożyła w ofierze Palikotowi] dla Gabrielli, i wyszła na zewnątrz. Gabriella oczywiście za nią.  [Jak piesek. Jak Bieber. Jak jeszcze ktoś analizowany. Ach... Urodzaj na takich ostatnio...] [Dlatego wolę koty.] [A ja moją mikrofalówkę!]


[...] Ivo C:
[…] Fanaa
[…] Sphinix
 
;